Stracona szansa Lecha Wałęsy
Piotr Gontarczyk,
Sławomir
Cenckiewicz 19-06-2008
Szef
kontrwywiadu UOP Konstanty Miodowicz w 1992 r. napisał w raporcie, że
podległe mu służby uzyskały informację, iż Rosjanie dysponują
dokumentami TW „Bolka” – piszą historycy.
Czy Lech Wałęsa mógł w wolnej Polsce opowiedzieć historię TW
ps.
Bolek? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest skomplikowana. Wydaje
się, że po raz ostatni mógł to uczynić w 1992 r., w czasie tzw.
lustracji Macierewicza.
Okoliczności tego wydarzenia oraz
wybór, jakiego wówczas dokonał, miały daleko idące konsekwencje nie
tylko dla niego samego, lecz także dla najnowszej historii Polski.
Zmowa milczenia
Wałęsa, Michnik, Kiszczak
Porozumienie
zawarte przy Okrągłym Stole przez grupę przywódców opozycji z
komunistycznymi władzami miało dalekosiężne negatywne skutki. Z lidera
demokratycznych przemian po roku Polska pozostała już w tyle za
sąsiadami. Kiedy Vaclav Havel został przywódcą Czechosłowacji, na
Węgrzech przeprowadzono wolne wybory parlamentarne, a w NRD publicznie
padały nazwiska komunistycznych konfidentów, w Polsce prezydentem był
gen. Wojciech Jaruzelski, szefem MSW gen. Czesław Kiszczak, a ministrem
obrony narodowej gen. Florian Siwicki.
Rząd Tadeusza
Mazowieckiego* był przeciwny rozliczeniom z dawnym systemem i otwarciu
archiwów SB. Na przełomie lat 1989/1990 zarówno premier, jak i
niektórzy członkowie jego gabinetu publicznie krytykowali próby
likwidacji symboli komunistycznych, przejęcie przez państwo majątku
PZPR, a nawet akcentowali potrzebę dalszej obecności wojsk sowieckich w
Polsce.
Szef MSW Krzysztof Kozłowski* sprzeciwiał się otwarciu
archiwów bezpieki: „rzucenie tego materiału na żer opinii publicznej
byłoby czymś nieludzkim, dającym tylko pożywkę dla najgorszych
instynktów. Jest dla mnie rzeczą oczywistą, bo są na to dowody w
kartotekach, że istnieje grupa ludzi – nie chcę określać jej wielkości
– która została złamana przez resort i upodlona. Gdyby ludzie ci przez
publiczne ujawnienie ich kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa po raz
drugi zostali rzuceni na dno, skończyłoby się to falą samobójstw”.
W
parze z podobnym stanowiskiem szła bierność, jeśli nie przyzwolenie, na
masowe „brakowanie” dokumentów archiwalnych komunistycznej policji.
Właśnie w czasach rządu Mazowieckiego dokonano największych zniszczeń w
archiwach SB. Antylustracyjne stanowisko prezentował kolejny polski
rząd kierowany przez Jana Krzysztofa Bieleckiego.
Szef MSW tego
rządu, Henryk Majewski, przekonywał publicznie, że akta SB są
niekompletne, niewiarygodne, a ujawnienie agentów doprowadzi do kryzysu
politycznego i gospodarczego: „Państwa zachodnich demokracji
postrzegają Polskę jako kraj stabilizujący swoją sytuację wewnętrzną,
czego wyrazem jest systematyczny rozwój wzajemnych stosunków. Otwiera
to drogę do intensyfikacji współpracy ekonomicznej z takimi państwami
jak Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i inne, a także napływu
kapitału. Nie ma żadnej wątpliwości, że ujawnienie nazwisk byłych
tajnych współpracowników w znacznym stopniu naruszyłoby osiągniętą w
kraju równowagę polityczną i w konsekwencji zahamowałoby te pozytywne
trendy w sferze współpracy ekonomicznej”.
Taka była wersja
oficjalna. Nieoficjalnie kolejne ekipy rządowe dokonywały sprawdzeń w
archiwach SB, kto z czołowych polityków i parlamentarzystów był w
przeszłości agentem bezpieki. Jednak o przeprowadzeniu lustracji
najważniejszych stanowisk państwowych, co leżało przecież w żywotnym
interesie państwa, nie mogło być nawet mowy.
Autor książki na
temat polskiej lustracji – Piotr Grzelak, nazwał problem po prostu
„zmową milczenia”: „tylko nieliczni posłowie Sejmu kontraktowego
opowiadali się za ujawnieniem agentów. Zdecydowana większość –
wywodząca się z PZPR bądź opozycji związanej ustaleniami w Magdalence i
przy Okrągłym Stole – skutecznie blokowała wszelkie inicjatywy
dotyczące ewentualnego ujawnienia agentów SB”.
Kwadratura koła
Pierwsze
wolne wybory parlamentarne odbyły się w Polsce 27 października 1991 r.
Po długotrwałych i skomplikowanych negocjacjach głównie głosami partii
centrowych i prawicowych, sejmowej drobnicy oraz PSL powołano rząd Jana
Olszewskiego. Wybór ten oznaczał wyraźne zmiany polityczne w Polsce,
bowiem Olszewski był bezkompromisowym zwolennikiem lustracji,
dekomunizacji i – przez zreformowanie armii, policji i służb
specjalnych – personalnego i strukturalnego odejścia Polski od
spuścizny PRL.
W nowym rządzie tekę ministra spraw wewnętrznych
objął współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników Antoni Macierewicz.
Dopiero po pewnym czasie udało mu się pokonać opór prezydenta i odwołać
szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Jego następcą został przyjaciel
Macierewicza z KOR, Piotr Naimski. Obaj dostali od poprzedników
dokumenty identyfikujące Wałęsę jako TW „Bolka”.
Macierewicz wspominał: „Kwestia agenturalności Lecha Wałęsy
stanowiła jeden z głównych problemów, przed którym stanął minister
spraw wewnętrznych w związku z planami przeprowadzenia lustracji. Było
bowiem oczywiste, że jeżeli lustracja ma dotknąć także prezydenta RP,
to cała operacja staje się kwadraturą koła”. Minister Macierewicz
relacjonował potem, że w poufnej rozmowie Lech Wałęsa usiłował wpłynąć
na niego, by w sytuacji, kiedy zaszłaby konieczność ujawniania byłych
agentów, ujawniać tylko tych, którzy podjęli współpracę po wydarzeniach
czerwca 1976 r. Warto zauważyć, że TW „Bolek” został zdjęty niedługo
przed tą datą.
Możliwość współpracy z SB legendarnego przywódcy
„Solidarności” dla większości współpracowników Macierewicza była trudna
do przyjęcia. Niektórzy po prostu nie mogli uwierzyć. Poza tym zdawano
sobie sprawę, że rzekome dowody agenturalności Wałęsy były kolportowane
w latach 80. przez Służbę Bezpieczeństwa. Przełomem okazało się
odnalezienie dokumentów Biura Studiów SB dotyczących właśnie tych
operacji. Według nich chodziło o „“przedłużenie działalności” TW ps.
„Bolek”, tj. Lecha Wałęsy, o minimum dziesięć lat”. Oznaczało to, że
Służba Bezpieczeństwa chciała wywołać wrażenie, że działalność TW
„Bolka” nie zakończyła się w 1976 r. Potem odnajdowano kolejne
dokumenty.
Tymczasem stosunki rządu Olszewskiego z Wałęsą od
początku były złe i stale się pogarszały. Do otwartego konfliktu doszło
w drugiej połowie maja 1992 r. przy okazji podpisywania traktatu
polsko-rosyjskiego. Jego podłożem były zapewne typowe różnice
polityczne, ale z drugiej strony w rządzie Jana Olszewskiego pojawiały
się głosy, że „miękka” postawa Wałęsy wobec rosyjskiego partnera może
być spowodowana strachem przed wiedzą Moskwy na temat jego kontaktów z
SB.
Według raportu ówczesnego szefa kontrwywiadu UOP Konstantego
Miodowicza podległe mu służby miały uzyskać informację, jakoby Rosjanie
dysponowali dokumentami sporządzonymi przez Lecha Wałęsę jako TW
„Bolek”. Według wspomnianej notatki: „grafolodzy nie mieliby trudności
z potwierdzeniem ich autentyczności”.
Rolnik na premiera
Trwały
zakulisowe działania zmierzające do odwołania rządu. Już w drugiej
połowie maja następowało wyraźne ożywienie w kontaktach PSL i
prezydenta. Pośrednikiem i architektem tego procesu był Aleksander
Bentkowski, były minister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza
Mazowieckiego. Odnotowany w ewidencji operacyjnej SB jako agent o
pseudonimach Arnold i Kamil, do zwolenników rządu Olszewskiego, a
przede wszystkim lustracji, Bentkowski nie należał.
Warto
wspomnieć, że później, przed ważnymi głosowaniami sejmowymi w sprawie
lustracji, „sprywatyzowane” przez byłych funkcjonariuszy SB dokumenty
TW „Arnolda” i TW „Kamila” były publikowane w tygodniku „Nie”.
W
tym czasie Bronisław Geremek* rozpoczął promowanie w prezydium Unii
Demokratycznej Waldemara Pawlaka jako kandydata na premiera. Waldemar
Kuczyński stawia tezę, że Geremek i Wałęsa chcieli za pomocą lidera PSL
„wysadzić” rząd Olszewskiego.
Podobne działania podejmował Tadeusz Mazowiecki.
2
czerwca 1992 r. na raucie w ambasadzie włoskiej doszło do znamiennej
wymiany zdań między Mieczysławem Wachowskim a jednym z liderów UD –
Jackiem Kuroniem. Kuroń wspominał:
„Powiedziałem mu, że teraz, po
zgłoszeniu uchwały lustracyjnej, już rozumiem, że nie ma rady – trzeba
przepędzić szkodników. Mietek popatrzył na mnie uważnie i powiedział:
– Ale do tego przepędzenia trzeba się bardzo poważnie
przygotować.–
Co zrobić? – zapytałem.
– Przydałby się wam jakiś rolnik jako kandydat na premiera”.
Nieszczęście dla Polski
28
maja 1992 r. poseł Janusz Korwin-Mikke zgłosił wniosek o
przeprowadzenie lustracji osób piastujących najwyższe stanowiska
państwowe. Przedstawiciele Unii Demokratycznej i Kongresu
Liberalno-Demokratycznego usiłowali zablokować uchwałę, opuszczając
salę sejmową. Chcieli w ten sposób zerwać kworum. Kalkulacje zawiodły,
bo na sali zostało o dwie osoby więcej, niż wymagało tego prawo. Wobec
opuszczenia sali obrad przez posłów UD i KLD oraz wstrzymania się od
głosu postkomunistów po dyskusji zdecydowaną większością głosów została
przegłosowana uchwała w brzmieniu:
„Niniejszym zobowiązuje się ministra spraw wewnętrznych do
podania
do 6 czerwca 1992 r. pełnej informacji na temat urzędników państwowych
od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, a do dwóch
miesięcy – sędziów, prokuratorów, adwokatów oraz do sześciu miesięcy –
radnych gmin i członków zarządów gmin, będących współpracownikami
Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w latach 1945 – 1990”.
Wydarzenia
polityczne nabierały tempa. Na drugi dzień po przyjęciu przez Sejm RP
uchwały lustracyjnej z 28 maja 1992 r. w imieniu grupy 65 posłów Unii
Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Polskiego Programu
Gospodarczego (tzw. mała koalicja) Jan Maria Rokita złożył w Sejmie
wniosek o wotum nieufności dla gabinetu Jana Olszewskiego. Zarówno w
samym wniosku, jak i w późniejszych wypowiedziach rządowi stawiano
szereg zarzutów dotyczących np. prowadzonej przezeń polityki
gospodarczej, natomiast nie padały słowa dotyczące lustracji.
Znacząca
była też postawa środowiska „Gazety Wyborczej” kierowanej przez Adama
Michnika*. O ile informacja o złożeniu wotum nieufności wobec rządu
została jedynie wzmiankowana, o tyle tematem dnia była uchwała Sejmu z
28 maja 1992 r. oraz wywody na temat tego, jakimi sztuczkami
prawniczymi można wstrzymać jej realizację.
29 maja 1992 r.
prezydent Lech Wałęsa wezwał do Belwederu ministra Antoniego
Macierewicza. Fragment znamiennego dialogu został pokazany w telewizji.
„To jest zbyt skomplikowana sprawa – mówił Wałęsa – by rząd, by nawet
prezydent, którego naród wybrał, mógł decydować bez konstrukcji
prawnej, jak to ma być wykonane. Bez możliwości odwołania,
udowodnienia. […] Proszę pana, bardzo szeroka uchwała, bardzo
nieprecyzyjne wykonanie może być bardzo wielkim nieszczęściem dla
Polski. Ja ostrzegam pana i proszę o wielkie zastanowienie. Pan to
dobrze wie, co było robione w latach 70. Jakie podrzutki, jakie rzeczy
do dzisiaj jeszcze krążą”.
„Pracowaliśmy cztery miesiące –
przekonywał Macierewicz – by wszystkie możliwe posądzenia, uchybienia,
fałszerstwa zostały wyeliminowane. I gwarantuję panu, panie
prezydencie, że wszystko, co zostanie ujawnione, będzie absolutnie
zgodne z prawdą”.
Prezydent podważał więc wiarygodność
archiwaliów SB i wspomniał o fałszywych dokumentach z lat 70. Minister
Macierewicz uznał rozmowę za element presji i „działania wyprzedzające”
Lecha Wałęsy. Obecność telewizji oraz sposób przeprowadzenia rozmowy
zinterpretował jako sygnał prezydenta, że zaatakuje on wykonawców
ustawy, i demonstrację, jakich użyje wówczas argumentów.
Macierewicz
nie krył później, że był przez Mieczysława Wachowskiego odwodzony od
umieszczenia Lecha Wałęsy na liście agentów argumentem, że „byłaby to
tragedia dla Polski”. Jednak bez względu na stanowisko i intencje
prezydenta podwładni Macierewicza poszukiwali dotyczącej Wałęsy
dokumentacji.
Kwerenda Bollina
Już te dokumenty, które Macierewicz
otrzymał w kopercie po swoich poprzednikach i odnalazł przed uchwałą
Sejmu z 28 maja 1992 r., wystarczyły, by umieścić nazwisko Wałęsy na
liście osób, co do których zachowały się dokumenty archiwalne dotyczące
współpracy z SB. Jednak aby wyświetlić wszystkie aspekty sprawy,
należało dokonać kwerendy w archiwum Delegatury UOP w Gdańsku. Kierował
nią mjr Adam Hodysz, były oficer SB, który w latach 80. podjął
współpracę z podziemiem, został zdemaskowany i trafił do więzienia.
Kiedy do Gdańska przybyli z centrali pracownicy Wydziału Studiów,
udzielił im pomocy.
Po teczce personalnej i teczce pracy TW
„Bolka” nie było nawet śladu. Kluczowe okazały się dokumenty
odnalezione wcześniej przez naczelnika Wydziału Ewidencji i Archiwum
porucznika Krzysztofa Bollina. Nie służył on w SB, a do UOP przyszedł w
1990 r. W czasie jednej z kwerend archiwalnych, w 1991 r., natrafił na
ślady działalności TW „Bolka”.
Wcześniej słyszał o całej sprawie,
bo przeszłość Wałęsy była w Delegaturze tajemnicą poliszynela. W 1992
r. w notatce służbowej napisał: „osobiście kilkakrotnie w prywatnych
rozmowach z byłymi funkcjonariuszami SB słyszałem o współpracy Lecha
Wałęsy z SB”. Poruszony dokonanym odkryciem zaczął poszerzać kwerendę.
W jej rezultacie w aktach dwóch spraw obiektowych: „Arka” (prowadzonej
na Stocznię Gdańską) oraz „Jesień ,70” (prowadzonej po zajściach
grudniowych 1970 r.), Bollin odnalazł ponad 20 donosów TW „Bolka”. Były
to maszynowe odpisy sporządzone przez oficerów prowadzących „Bolka”,
bowiem oryginał meldunków trafiał zawsze do teczki TW.
W sprawie
kryptonim Klan/Związek, prowadzonej w latach 80. i dotyczącej gdańskiej
„Solidarności”, także znalazł notatkę na temat przeszłości Wałęsy.
Najważniejsze były jednak donosy „Bolka”. Dotyczyły głównie pracowników
Wydziału W-4 w Stoczni Gdańskiej oraz członków Komitetu Strajkowego,
jaki działał w Stoczni w czasie zajść grudniowych 1970 r. Krąg
podejrzanych był więc stosunkowo niewielki, a zachowane w Warszawie
dokumenty ewidencyjne dotyczące Lecha Wałęsy stawiały sprawę w dość
jednoznacznym świetle. Całe znalezisko porucznik Bollin opisał w
sporządzonych w czerwcu 1991 r. notatkach, które wraz z kopiami donosów
„Bolka” schował do kasy pancernej.
Kiedy do Delegatury UOP w
Gdańsku 1 czerwca 1992 r. po akta dotyczące Lecha Wałęsy przybyli
podwładni Macierewicza, otrzymali od Bollina kopie znalezionych przez
niego dokumentów i sporządzone notatki służbowe. Wspomniany oficer
przygotował do nich także pismo przewodnie: „Zgodnie z przekazanym mi
przez Pana […] na podstawie pańskiego upoważnienia oraz zgodnie z
pańskim poleceniem telefonicznym przekazuję za pośrednictwem Pana […]
notatki służbowe sporządzone na podstawie materiałów archiwalnych
dotyczące tajnego współpracownika ps. Bolek (87 stron). Notatki te
zostały przeze mnie sporządzone osobiście i dotychczas nikt nie był z
nimi zapoznany”.
Razem z tymi dokumentami pracownicy Wydziału
Studiów zabrali do Warszawy odpowiednie tomy akt archiwalnych, gdzie
znajdowały się doniesienia TW „Bolka”. Nie było wątpliwości, że
wszystkie zgromadzone dokumenty są autentyczne.
Zablokować tych ludzi!
Tymczasem
nad gabinetem Olszewskiego zbierały się czarne chmury. Głosowanie w
sprawie wotum nieufności zaplanowano na 5 czerwca 1992 r. Ugrupowania
trwale wspierające rząd (przede wszystkim Zjednoczenie
Chrześcijańsko-Narodowe, Porozumienie Centrum i Porozumienie Ludowe)
były zbyt słabe, by zapobiec jego upadkowi w takim samym stopniu, jak
siły jego przeciwników („mała koalicja” plus SLD) nie wystarczały, żeby
go obalić. Kluczowa była więc postawa Polskiego Stronnictwa Ludowego i
Konfederacji Polski Niepodległej.
W kierownictwie PSL dojrzewał
plan poparcia sił dążących do odwołania rządu w zamian za stanowisko
premiera dla Waldemara Pawlaka. Premier mógł jeszcze próbować uzyskać
wsparcie KPN. W czasie rozmów z rządem lider tej partii Leszek
Moczulski zażądał dla siebie funkcji wicepremiera i ministra obrony, a
dla KPN kilkunastu wysokich stanowisk państwowych. Ale kłopot polegał
na tym, że Moczulski był w przeszłości agentem komunistycznej policji
(TW „Lech”), toteż powierzenie mu funkcji wicepremiera, a przede
wszystkim szefa MON, uznano w rządzie za niemożliwe.
W ścisłym
otoczeniu premiera zapadła decyzja o pokazaniu akt Moczulskiego innym
członkom kierownictwa KPN i tym samym spowodowania odsunięcia go od
władzy w partii. Jednak pozycja Leszka Moczulskiego była w KPN zbyt
silna, by działania te przyniosły pozytywny rezultat. Wobec jasnej
postawy w stosunku do rządu, jaką zajmowały wówczas tzw. mała koalicja
i SLD, los gabinetu Olszewskiego stawał się przesądzony.
4 czerwca 1992 r. rano minister Macierewicz przekazał Sejmowi
66
nazwisk osób, co do których zachowały się dokumenty świadczące o
współpracy z SB. Wśród nich było nazwisko Lecha Wałęsy. Początkowo
prezydent znalazł się w defensywie i wydał oświadczenie, w którym
potwierdzał podpisanie kilku dokumentów w czasie kontaktów z SB. Jednak
po telefonicznych konsultacjach z Bronisławem Geremkiem, Jackiem
Kuroniem i Leszkiem Moczulskim zorientował się, że można odwołać rząd.
Wtedy
wydał kolejny komunikat: „Teczki ze zbiorów MSW uruchomiono wybiórczo.
Podobny charakter ma ich zawartość. Znajdujące się w nich materiały
zostały w dużej części sfabrykowane. […] Zastosowana procedura jest
działaniem pozaprawnym. Umożliwia polityczny szantaż. Całkowicie
destabilizuje struktury państwa i partii politycznych. Kwestie etyczne
związane z tą operacją, mającą już w swoim założeniu charakter
manipulacji, pozostawiam bez komentarza”.
Prezydent zaangażował
się w natychmiastowe odwołanie rządu. W sejmowych kuluarach grupa
liderów czołowych ugrupowań politycznych spotkała się z prezydentem w
sprawie odwołania rządu Jana Olszewskiego. Główną rolę w obradach,
prócz Lecha Wałęsy, odgrywał inny polityk mający sporo do stracenia –
Leszek Moczulski.
Oto fragment prowadzonych wówczas rozmów.
Wałęsa: „Wy nie wiecie, jak daleko oni zaszli, dlatego trzeba ich
błyskawicznie. Natychmiast, dzisiaj!”. Pawlak: „Tylko, że to jest
trochę gangsterski chwyt”. Wałęsa: „Słuchajcie, bo jak [Pawlak] nie
przejdzie, to jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Toż możemy się
porozumieć, że później będziemy robić różne układanki jeszcze. Ale
natychmiast trzeba zablokować tych ludzi, żeby nie przyszli do biura!”.
Insekty w szparach
Z
chwilą powrotu prezydenta i liderów klubów na salę sejmową los rządu
Olszewskiego został przesądzony. W jego obronie stanęli jednak posłowie
Józef Frączek (PL), Jarosław Kaczyński (PC) oraz Stefan Niesiołowski
(ZChN). W debacie wystąpił też poseł Kazimierz Świtoń, który bez
ogródek stwierdził: „Jako stary opozycjonista odpowiedzialny za swoje
słowa, pragnę powiedzieć, że na drugiej liście jest pan prezydent jako
agent Służby Bezpieczeństwa”.
Po burzliwej debacie rząd został
odwołany wyraźną większością głosów. Zgodnie z wcześniejszymi
ustaleniami 5 czerwca 1992 r. na premiera wybrano Waldemara Pawlaka.
Nowy premier w pierwszej kolejności doprowadził do usunięcia szefów MON
i MSW. Na drugi dzień ludzie Wałęsy – Andrzej Milczanowski i Jerzy
Konieczny – przejęli kontrolę nad dokumentacją dotyczącą TW ps. Bolek.
Wykonawcy
uchwały lustracyjnej stali się celem brutalnej akcji propagandowej. Jej
ton nadawali postkomuniści oraz politycy związani z Unią Demokratyczną
i środowiskiem „Gazety Wyborczej”. Bronisław Geremek ogłosił
publicznie, że działania rządu 4 czerwca 1992 r. „nosiły wszelkie
znamiona zamachu stanu”. Antoniego Macierewicza ostro skrytykował Jacek
Kuroń, nazywając go „chorym facetem chcącym zniszczyć państwo”. Jeszcze
w maju Władysław Frasyniuk* i Zbigniew Bujak* publicznie oskarżyli
Macierewicza, że w czasie stanu wojennego wyszedł z podziemia na skutek
porozumienia z generałem Czesławem Kiszczakiem.
Z kolei Piotrowi
Naimskiemu zarzucili podpisanie tzw. lojalki, czyli deklaracji
lojalności wobec władz w czasie trwania stanu wojennego. Oba oskarżenia
nie zostały poparte żadnymi dowodami. Rzecznik prasowy prezydenta
Andrzej Drzycimski nazwał polityków prawicy „biegnącymi w szparach
chodników insektami”. Poetka Wisława Szymborska* opublikowała w
„Wyborczej” list pt. „Nienawiść”, który miał być swego rodzaju
literackim opisem motywacji zwolenników lustracji.
Działania
Wałęsy ostro skrytykowały władze „Solidarności”, natomiast wychwalał go
generał Wojciech Jaruzelski: „Kto sieje nienawiść, ten przegrywa.
Niedobrze się stało, że dzisiaj, kiedy krajowi i całemu społeczeństwu
potrzeba spokoju, siły kierujące się emocjami zasiały niepokój i
poczucie zagrożenia. Rad jestem, że sprawy zostały opanowane i chcę
podkreślić w tym szczególną rolę Lecha Wałęsy”.
W rozgrywki
polityczne przeciwko prawicy zaangażowano także UOP i prokuraturę. Przy
gabinecie ministra Andrzeja Milczanowskiego istniał wówczas specjalny
Zespół Inspekcyjno-Operacyjny kierowany przez byłego oficera SB płk.
Jana Lesiaka. Do jego głównych zadań należała inwigilacja i
dezintegracja środowisk polskiej prawicy. Oficerowie kontrwywiadu UOP
byli nawet zmuszani do zrywania w Warszawie plakatów nawołujących do
antywałęsowskich demonstracji. Podobne akcje przeprowadzali
funkcjonariusze WSI.
Teatr Wałęsy
W marcu zastępca
prokuratora generalnego (potem szef Kancelarii Prezydenta RP Lecha
Wałęsy) Stanisław Iwanicki złożył wniosek o uchylenie immunitetu
poselskiego Antoniego Macierewicza, który zdaniem prokuratury –
przesyłając Sejmowi informacje żądane w uchwale z 28 maja 1992 r. – nie
zachował stosownych przepisów, przez co „ujawnił tajemnicę państwową”,
którą wcześniej nałożono „ze względu na bezpieczeństwo państwa”.
W
końcu stycznia 1993 r. Lech Wałęsa podejmował kroki, które w jego
mniemaniu miały oczyścić go z zarzutu współpracy z SB. Podczas
posiedzenia Konwentu Seniorów prezydent rozdał kartki z zapisem swojej
rzekomej telefonicznej rozmowy z Czesławem Kiszczakiem, który miał
potwierdzić, że akta „Bolka” zostały sfabrykowane.
Nieco
poważniejszą próbą było zwrócenie się z prośbą do Andrzeja
Milczanowskiego o opublikowanie dotyczących go dokumentów oraz do
pierwszego prezesa Sądu Najwyższego o rozstrzygnięcie sprawy jego
współpracy z SB. Archiwów SB ostatecznie nie otworzono ze względu na
sprzeciw min. Andrzeja Milczanowskiego. W lutym 1993 r. sprawa wydawała
się zamknięta. Rzecznik prasowy Andrzej Drzycimski podsumował:
„Prezydent powiedział już wszystko w tej sprawie. […] W sytuacji gdy
obaj panowie odmówili, powołując się na formalne ograniczenia,
prezydentowi pozostaje mieć nadzieję, że sprawa w naturalny sposób
wygaśnie”.
Dziś wiadomo, że ówczesne działania Lecha Wałęsy
zmierzające do otwarcia teczki „Bolka” były tylko politycznym teatrem.
Z ustaleń prokuratury i Urzędu Ochrony Państwa wynika, że już kilka
miesięcy wcześniej prezydent i jego ludzie z kierownictwa MSW
doprowadzili do „wyprowadzenia” z archiwum UOP najważniejszych
dokumentów dotyczących tajnego współpracownika pseudonim „Bolek”.
Dramatyczne
wydarzenia z czerwca 1992 r. były prawdopodobnie ostatnim momentem, w
którym Lech Wałęsa mógł opowiedzieć prawdziwą historię TW „Bolka”. Ale
jest zasadnicze pytanie, czy w ogóle brał taką ewentualność pod uwagę.
Analiza wydarzeń wskazuje, że szansa na taki rozwój wydarzeń była
niewielka.
Klimat polityczny Polski początku lat 90. zdecydowanie
nie sprzyjał ujawnianiu współpracy i rzetelnej próbie zrozumienia jej
okoliczności. Choć wydaje się, że ujawnienie historii TW „Bolka” nie
wpłynęłoby na ocenę dokonań Wałęsy w latach 80. Rola, jaką odegrał w
tych czasach, zapewniła mu należne miejsce w historii. Wałęsa
pozostanie niekwestionowanym bohaterem „Solidarności” dla następnych
pokoleń Polaków.
Można nawet założyć, że opisanie przez niego
historii, jak młody człowiek uwikłał się w kontakty z komunistyczną
policją, a potem wyzwolił się i stanął na czele „Solidarności”, tylko
podkreśliłoby jego zasługi na drodze do obalenia komunizmu. Prawda
uwolniłaby go przed brzemieniem przeszłości, a innym pokazałaby, jak
skomplikowane są najnowsze dzieje Polski i jak ważne jest ich
ujawnienie i zrozumienie.
Długi cień PRL
Lech
Wałęsa obrał w 1992 r. inną drogę. Konsekwencją tego wyboru było
podjęcie działań ukierunkowanych na zatarcie śladów swojej działalności
z lat 70. Niszczenie i „wyprowadzanie” dokumentów SB i UOP dotyczących
TW „Bolka”, „prywatyzowanie” akt archiwalnych innych opozycjonistów,
łamanie prawa przez wielu wysokich urzędników państwowych – to
najważniejsze konsekwencje błędnej decyzji, jaką Lech Wałęsa podjął w
czerwcu 1992 r.Były prezydent ponosi za te wydarzenia historyczną
odpowiedzialność. Ale nie on jeden przecież. Wszystko to mogło wydarzyć
się dzięki postawie znacznej części postsolidarnościowych elit
politycznych i mediów opowiadających się przeciwko ujawnieniu akt SB.
Dyskusje
na temat historii TW „Bolka” i jej znaczenia dla najnowszej historii
Polski pewnie będą trwały, bowiem ukazuje ona szereg ważnych,
znajdujących się w tle problemów. Systemowa i personalna ciągłość z
PRL, brak jawności życia publicznego i promowanie swoistej amnezji
historycznej odcisnęły silne piętno na funkcjonowaniu polskiej
demokracji. Niemałą rolę w powstaniu tych patologii odegrał symbol
„Solidarności” – Lech Wałęsa, już jako prezydent RP.
*
Sygnatariusze listu z maja 2008 r., w którym autorów niniejszego
artykułu i książki o Lechu Wałęsienazwano „policjantami pamięci
stosującymi pełne nienawiści metody tamtych czasów, gwałcącymi prawdę i
naruszającymi fundamentalne zasady etyczne”.
Autorzy są historykami z Instytutu Pamięci Narodowej
|